Najlepiej żeby wszystko było idealne prawda? Idealna fryzura, idealny partner, dom samochód. Nie satysfakcjonuje nas przeciętność, próbujemy zyskać coś niedostępnego nie potrafiąc znaleźć szczęścia w codzienności. Czytamy że możemy osiągnąć wszystko, świat należny do nas i inne tego typu bzdety, lecimy do czegoś czego aktualnie nie posiadamy. Dlaczego nie możemy cieszyć się samą drogą a nie tylko efektami? Czemu nie umiemy cieszyć się błahych rzeczy? Ciągle nam mało i mało, zatracając cały sens życia. Co nam po osiągnięciu zamierzonych celów w dzień śmierci?
Wstajesz, idziesz do pracy, robisz zakupy i wracasz do pustego mieszania. Ilu ludzi zna takie realia? Zapewne duża część w tym ja sama. Codziennie mam ochotę wszystkim pierdolnąć i wrócić, do domu rodzinnego, do ludzi którzy byli przy mnie, do przeszłości. Ale mimo wszystko zaciskam zęby i uśmiecham się mimo że po policzkach prawie płyną łzy. Przecież dobrze sobie radzę, chociaż chyba po prostu lepiej kłamię. Odrzucam ludzi, tych którzy naprawdę mnie kochają - teraz to już raczej kochali -, wmawiając że to dla ich dobra, że mam swoje plany na życie, że nie chcę ich ograniczać swoją nieobecnością w ich życiu, która wynika z mojego braku czasu. Idealnie planuję cały dzień, żeby jak najmniej mieć czasu na rozmyślanie. Ale to wraca, zawsze przed snem.